Pogoda dziś ładna, wieje troszkę,
ale to już kwestia przyzwyczajenia na Falster. Bez większych obaw
więc zakładam, że nie będę musiał spędzać godziny na
rozpalaniu grilla co tu mi się zdarza. I nie wiem dlaczego. Może
wilgotniejsze powietrze powoduje, że ludziska jednak w grille gazowe
i gazowo-węglowe inwestują. Będąc jednak konserwatystą w tej
dziedzinie życia, pozostanę wierny dymnemu posmakowi węgla
drzewnego. I basta. Żadne tam rozgrzane kamienie. Że niby zdrowiej?
No to wolę być ciut bardziej chory chyba. Bo przecież masło też
niezdrowe. Hmmm... no to kolejny gwóźdź do trumny. I to jaki. Bo w
Danii masło solone (!). Czyli jestem stracony. No nic, z jakiegoś
powodu trzeba ten padół opuścić kiedyś. Myślę, że śmierć
gastronomiczna to dobry sposób. I przywołam tu tylko kończąc ten
śmiertelny wątek, bohaterów „Wielkiego żarcia”, którzy
postanawiają popełnić samobójstwo z przejedzenia. Cześć im i
chwała. Wszak to piękna śmierć.
5 minut po obudzeniu się pomyślałem
co zrobić na obiad. W ogóle, to chyba straszne. Że pierwsza
złożona myśl po otwarciu oczu, dotyczy obiadu. Złożona, bo tych,
co to traktują o tym, że wyspałem się, albo, „o, jak wieje”,
do takich nie zaliczam. No i jak już mówię, myśli greckie mnie
natchnęły. Kilka lat temu robiłem keftedes. I zajdzie i dziś.
Keftedes to nic innego jak klopsiki
mięsne. Widziałem kilka różnych opcji przyrządzania, ale jedną z
moich ulubionych jest ugrillowanie ich. W oryginale jest mięso z
kozy. Można je jednak zastąpić spokojnie wołowiną,
wołowiną+wieprzowiną lub chudą wieprzowiną. To, z czego keftedes
jest znane, to zioła. I dla mnie zastępowanie świeżych ziół
suszonymi powinno być karane chłostą. Bo keftedes musi przesiąknąć
ziołami. I alkoholem. Alkohol bowiem podbija smak ziół. Oczywiście
nie obyło się przez kilka lat bez różnego rodzaju modernizacji
tudzież liftingu jak kobiety wolą powiedzieć tegoż przepisu. I na
bank ten, który teraz mamy, nie przetrwa długo. Bo zawsze można
ulepszyć. Już mi chodzi po głowie jak ;)
Ingredienty:
mięso mielone wołowe 500 g
bazylia świeża ok 20 listków
mięta kilkanaście listków
bułka 1 szt
pieprz świeżo mielony płaska
łyżeczka
jajko 1 szt
ser kozi lub inny miękki, aromatyczny
w smaku 0,5 szkl drobno pokrojonego
ziemniaki młode wedle potrzeb
boczek wędzony lub grilowany
Tzatziki:
jogurt grecki 250 ml
ogórek 1 szkl
oliwa 1 łyżeczka
sól szczypta
pieprz szczypta
papryka słodka szczypta
czosnek 2 ząbki
szczypiorek mała garstka
mięta świeża garść
ocet z jabłek 1 łyżeczka
Do dzieła.
Najpierw radzę zrobić tzatziki.
Ogórka obrać, potrzeć na grubych
oczkach tarki. Po tym jak puści wodę, odlać. W międzyczasie pokroić czosnek i szczypiorek. Zioła porwać na małe kawałeczki.
Należy pamiętać o tym, że cięte tracą aromat, rwąc je zaś,
uwalniamy go.
Połączyć wszystko z jogurtem,
dokładnie wymieszać i odstawić do lodówki na minimum godzinę.
W tym czasie młode i umyte ziemniaki
owijamy razem z plasterkiem boczku w folię aluminiową i wrzucamy na
rozgrzanego grilla. Będą dochodziły najdłużej bo ok 40 minut.
Mięso mieszamy z przyprawami i
namoczoną w mleku i odciśniętą bułką. Dolewamy do całości
30-40 ml alkoholu. Idealnie, jeśli będzie to Ouzo. Może być
jednak również inny destylat.
Formujemy z nich małe klopsiki i
nadziewamy na bambusowe patyczki. Po 20 minutach od „wystartowania
ziemniaków”, na ruszcie umieszczamy nasze keftedes. Pilnujemy,
żeby równo, z każdej strony się zgrillowały. Na ruszt możemy
wrzucić też pomidorki koktajlowe, osobiście uwielbiam je.
Kiedy ziemniaczki są już miękkie a
keftedes gotowe, podajemy je z naszym sosem. A co do tego? Najlepiej
Retsina lub Ouzo. Pycha!
I w sumie obiad gotowy. Zdrowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz