niedziela, 10 sierpnia 2014

Wakacyjny rozkrok czasowy 2. Powrót kulinarnej hordy.

Ano właśnie. Nie wiem czy z powodu wakacji, jakie trwają, czy z rozleniwienia, czy pracy przy szyciu zabawek a może wizyty kochanej siostry- blog podupadł w sensie ilości dokonywanych wpisów.
Nie żebym zrzucał na nią winę czy też na rodzinę swą w ogóle. Nie, nie, wizyta gości wielką inspiracją i wyzwaniem była. Nowe potrawy powstały, chyba niezłe nawet. Ale nie o tym będzie.
Będzie o miłości do szpinaku- to raz- tu więc od razu ostrzegam, jeśli szpinaku nie lubisz, nie będzie to tekst dla Ciebie. Temat powiązany zaś to ryba. Jeżeli ości są przeszkodą nie do przeskoczenia- trudno, stracisz.


Od kilku dni dość intensywnie łowimy ryby. Z prostego powodu- bo znaleźliśmy do tego idealne miejsce. Blisko mostu, jakieś 2 m pod wodą, znajduje się uskok. Przez to prąd w tym miejscu jest mocniejszy w i tak wartkim nurcie fjordu. Mało tego, w tymże miejscu, pod wodą rozpościera się łąka wszelkiej maści glonów i traw. I tak, jak w zeszłym tygodniu odkryliśmy ów uskok, nie kończy się festiwal okonia. A trzeba wiedzieć, że okoń tutaj, to spora ryba. Małe sztuki również istnieją, wiadomym przecież jest, że z czegoś większa ryba też urosnąć musi. Średnia jednak okoni, które przynajmniej nam się zdarzają, to  1,2 kg. Dziś na obiad okonie jednak ciut mniejsze, bo po 600-700 g.

Nie pamiętam skąd wytrzasnąłem "bazę" przepisu. A w sumie jednak wiem :) Bazą przepisu był tylko sos. Właśnie jedna z moich sióstr przyniosła  do domu rodzinnego danie składające się z makaronu i sosu serowego ze szpinakiem. W moim wykonaniu ewoluował sporo, bo był i z kurczakiem, był z klopsikami, z puree, etc etc. Ogólnie- temat rzeka.

No ale nie ma co się dziwić- są składniki, które aż się proszą, oczekują od nas, by na piedestał je wystawiać w tylu formach, w ilu  to tylko możliwe, a najlepiej, w jeszcze większej ilości. Szpinak jadłem od dziecka, nie miałem z tym problemu. W domu rodzinnym klasykiem były latem ziemniaczki, jajko sadzone, szpinak ze skwarkami i mizeria. Przy czym zaznaczyć trzeba, że szpinak, ledwo co z pola zerwany, doprawiony był tylko i wyłącznie solą i dużą ilością świeżego pieprzu. Rewelacja.


Kończę wywód, zaczynam gotować!
Ingredienty:
- okoń lub inna drapieżna ryba - w zależności od ilości osób. Na 2 osoby przyrządziliśmy 2 ryby. Przed obraniem, wypatroszeniem ważyły łącznie 1300g.
- szpinak - najlepiej świeży, lub mrożony - 500 g
- ser pleśniowy, np Gorgonzola - 200 g
- pieprz, sól, majeranek, oregano
- czosnek - 3 ząbki
- śmietana kwaśna
- koperek

Mając już gotowe składniki możemy zacząć zabawę.
Rybę patroszymy, zrywamy skórę. Dlaczego zrywamy- bo to szybsze, łatwiejsze w przypadku okonia, niż skrobanie drobniutkich łuseczek. Okonia delikatnie oprószmy grubą solą morską, dodajmy szczyptę pieprzu, wewnątrz ryby zaś umieśćmy kilka gałązek koperku. Tak przygotowaną rybę należy umieścić w wysmarowanym masłem naczyniu żaroodpornym. Na rybę ułożyć kilka kawałków masła. Nie zakrywamy.
Piekarnik w tym czasie nagrzewamy do 170 st. i wstawiamy nasze okonie.


Szpinak wrzucamy do garnka, dodajemy czosnek drobno pokrojony w kosteczkę lub płatki. Jeśli jest to szpinak świeży - podlewamy wodą. Tak należy dusić szpinak około 10 minut. Dodajemy również szczyptę oregano i majeranku, pieprzymy. Tu nie trzeba się bać. Pieprz musi być czuć. Po 10 minutach dodajmy ser pokruszony na mniejsze kawałki. jeśli nie mamy Gorgonzoli, można spokojnie użyć też Lazura (niebieski lub zielony). Smak będzie inny, ale równie dobry.

Teraz odkrywamy już garnek, aby nadmiar wody odparował. Teraz, kiedy ser się rozpuści, całość można dosolić. Na koniec dodajemy 4 łyżki gęstej, kwaśnej śmietany i kilka ziaren pieprzu. Mieszamy dokładnie.
Co zaś z rybą? Ryba ma tak spędzić w piekarniku 15 minut. Po tym  czasie, gotowy sos wylewamy na ryby i rozprowadzamy równo łyżką.
Wstawiamy do piekarnika obniżając temperaturę do 150 st. Mimo, iż głód już doskwiera a zapachy nęcą, musimy jeszcze wytrzymać przez jakieś 13 minut.

Po tym czasie rybę wyjmujemy z piekarnika i pożeramy. Nooo... ciężko się oprzeć! Podajemy z ryżem i winkiem z lodem.
Bon appetit!