sobota, 31 maja 2014

Szparagowo :)





No więc szparagi.
Ze szparagami to jest tak, jak i z choćby szpinakiem czy kaparami- kochasz albo nienawidzisz. Nie znam chyba osoby, która ot tak zje szparagi i powie, no, może być, jakoś to smakuje. No, oczywiście kwestia przygotowania i zdolności kucharskich pozostaje. Bo źle zrobić to można i jajecznicę. No ale ale.
Więc tak już to w moim domu było, że (za mojego dzieciństwa) szparagów się nie jadło. Nie wiem dlaczego właściwie, bo wcześniej, w latach 70/80 nawet uprawiało się je w naszym gospodarstwie. Potem kilka legend rodzinnych, jak to jedna siostra drugiej obrzydzała jedzenie tego wspaniałego warzywa, no i asparagus do strojenia kwiatów, których też miliony były chyba w Ostrowie. I ślad bo kulinarnej szparagowej tradycji w rodzinie zaginął.

Minąć musiało troszkę czasu aż będąc u siostry mamy odważyłem się na spróbowanie zupy z białych szparagów. Miałem wtedy może z 16, 17 lat i tak się właśnie zaczęło. No i teraz, gdy już wiek starczy ogarniać zaczyna, wszak te 31 lat na karku, szparagi, gdy tylko się pokażą gdziekolwiek, na stół trafić muszą. We wszelakiej formie. Zapiekane, jako krem, jako zupa, na pizzy, zapiekance...itd itd. No i zblanszowane, same bez niczego, 100% szparaga w szparagu (!). Genialne również z grilla.

  Zasad wiele nie ma tak naprawdę. Szparagi możemy spotkać różne. Krótsze, dłuższe, cieńsze, grubsze. I to wszystko nie ma znaczenia. Znaczenie ma tylko stopień zdrewnienia łodygi. Czym dalej w sezon- tym gorzej. Należy również zwracać uwagę na „główki”. Raz, że powinny być...hmm... rześkie, jędrne, dwa, nie powinny być rozwinięte. Tzn tak, jak z kwiatem, płatki winny być zwinięte jak na noc.
Co jeszcze? Jeśli nigdy nie robiliśmy szparagów, ważne jest to, żeby je dobrze przygotować przed przyrządzeniem. Znam wiele osób, które od 1/3 wysokości, czasem od połowy, ścinają skórkę, żeby pozbyć się łyka. Sam początkowo to robiłem. Niestety sposób ten nie daje pewności, że łodyga będzie ok, a jeśli z kolei zetniemy zbyt dużo, szparag się złamie. Jaka więc recepta- banalnie prosta. Chwycić szparaga delikatnie w palce, blisko dołu i próbować co kawałek złamać go. Delikatnie. W pewnym momencie sam zechce to zrobić. Od tego momentu szparag jest już dobry. Co następnie? Opłukać delikatnie i już. Do pracy rodacy! Na podbój nowych smaków. Pamiętaj jednak o jednej, ważniej rzeczy- szparag ma delikatny smak, folguj więc z przyprawami, użyj soli, pieprzu, może ciut (sic!) gałki muszkatołowej. Nie dorzucaj niczego, co swoim smakiem stłumi szparaga.

Co do gotowania. Do gotowania szparagów w całości, duszenia, najlepiej użyć specjalnego garnka. Ciężko będzie go czymś zastąpić. Wysoki, wąski, z wyjmowaną siatką, która utrzymuje warzywo 2 cm od dna. Co jest w nim takiego odmiennego? To, że szparag w zasadzie ugotuje się na parze, zostawiając cały smak w sobie. Jeśli jednak nie posiadamy takiegoż, możemy użyć jak najszerszego naczynia, tak, żeby zmieściły się całe. No i oczywiście minimum wody. Dobra, jeszcze jedno i kończę wywód. Dużym błędem jest wg mnie odgotowywanie szparagów, przed kolejną obróbką termiczną (późniejsze zapieczenie, grillowanie np.). Nie ma sensu, gubimy smak. Oczywiście używając świeżego warzywa, musimy przeliczyć trochę czas, tak, żeby szparaga nie spiec na wiór.

Ale ale! Bo rozbujałem się chyba ;)
Dziś na obiad krem ze szparagów.
Porcja dla 2 osób.
Ingredienty:
zielone szparagi 500 g
camembert 50 g
ser pleśniowy typu Lazur niebieski lub zielony 30 g
łyżeczka pieprzu w ziarnach
boczek grillowany w plasterkach 10 g
szczypiorek
śmietanka 12% 70 ml

Do kremów i zup nie potrzebujemy szparagowego garnka.
Bierzemy garnek, który pozwoli nam za chwilę zblendować zawartość, dobrze, jeśli będzie wyższy, unikniemy wtedy zachlapanych ścian :)
Do gara wrzucamy przygotowane szparagi z pieprzem. Zalewamy wodą, tak, by szparagi ledwo co były nią pokryte. U mnie było to 700 ml.
Gotujemy około 15 minut. Następnie obcinamy kilka, kilkanaście główek i wyciągamy z wody. Do szparagów dorzucamy Lazura. Następnie blendujemy. Po zblendowaniu doprawiamy solą. Nie róbmy tego wcześniej, bo ser „dosoli” całość. Dobrze jest popracować dłużej, żeby uzyskać gładką konsystencję.
Kiedy skończymy, wlewamy śmietankę i mieszamy delikatnie i krótko łyżką.
Do miseczek wkładamy pokrojony ser camembert. Zalewamy kremem i wrzucamy wcześniej ucięte główki. Całość posypujemy pokrojonym drobniutko boczkiem i szczypiorkiem.
Ja dziś do kremu dołożyłem paluchy z bagietki z oliwą. Popisowo spaliłem je niemalże w piekarniku kiedy zajęty byłem czym innym :)
Szybko i sprawnie. A co najważniejsze- SMACZNIE!!!

środa, 28 maja 2014

Dzień dobry :)

 No tak. Dzień dobry właśnie.


Nie wiem czy postępuję prawidłowo w zasadzie zakładając bloga. Bloga? O rany, zakładam bloga. Chyba prócz profilu na facebooku nigdy specjalnie nie uzewnętrzniałem się kulinarnie, ale kilka osób mówi- no załóż, załóż. No to założyłem.
To co robię, to co gotuję, piekę, duszę, grilluję i przekombinowuję - robię dla własnej satysfakcji i smaku, którym uwielbiam się dzielić. Ale nie tylko moje gastronomiczne wybryki się tu znajdą. Bo przecież jest też Anna, która dzieli ze mną sztućce.

No, ale krótko co i jak.
Zawsze jest tak, że ktoś komuś bakcyla sprzedaje. I tak, jak i miałem wspaniałego nauczyciela historii, który stworzył w mojej głowie sporo miejsca dla szacunku tej dziedzinie nauki, tak również kulinarnie zostałem ukształtowany. Przez mamę.
Przez nią ulepiony przyglądałem się od najmłodszych lat, co dzieje się w kuchni. Jak winien dojrzały pomidor wyglądać, w jaki sposób uprawiać majeranek, jak kurę sprawiać. No i tak się dzieje, że mając 31 lat, okazuje się, że jakieś 16 wiosen spędzam non stop w kuchni. Albo inaczej, tworząc coś z niczego. Bo przecież nie w samej kuchni kucharzenie zachodzi. Ale to, czego się uczyłem- początkowo tylko miskę trzymając gdy mama kręciła pałką, ewentualnie wyżerając kruszonkę- było tradycyjną najczęściej kuchnią. Nie tylko polską, choć w większości. Pamiętam jednak chyba pierwszy mój wybryk kulinarny, kiedy to mając 16 lat gościłem w wakacje kolegę z harcerstwa. I pod nieobecność mamy dokonałem swoich pierwszych odkryć łączenia ingredientów. Upichciłem wówczas coś w stylu gulaszu warzywnego z tego, co w ogródku i szklarni znalazłem. I nawet nazwałem to cudo "Spacerem po ogródku" :)
I to był początek końca. Końca trzymania się zasad. Bo niby dlaczego miałbym się ich trzymać? Oczywiście są ramy. I w nich się poruszam. Ale co i z czym połączę? Tu decyduje tylko jedno. Co lubię, i co do siebie może pasować, co złamie nudny smak, co będzie uzupełniać pewne "dziury smakowe".
To też jednak nie jest tak, że tylko kombinuję. Lubię standardy. Są potrzebne. Bo co smakuje równie dobrze jak klasyczny schabowy z ogórem kiszonym? ... edit... wiele.