niedziela, 8 czerwca 2014

Polędwiczki, orzechy i czarny pieprz.


Więc coś chodziło za mną od rana. A w zasadzie od południa kiedy to zwlekłem się z łóżka. Wszak należy się wyspać po pracowitej nocy. Smaku szukałem jakiegoś i nie ukrywam, mięsnego mocno. I z tego to właśnie ssania żołądkowego dorwałem gazetkę jednego z lepiej zatowarowanych w mięsiwo dyskontów i rozpocząłem poszukiwanie.



A tak w ogóle, z innej bajki trochę, wczoraj pojechałem z Anną nad morze. Do Marielyst. 12 km rowerkiem i piękna, czyściutka i szeroka plaża. Woda co prawda zimnawa, ale za to kryształowo czysta. Zaszła więc kąpiel i opalanie. A raczej smażenie. Po godzince spijania piwka w promieniach słońca, położyliśmy się na drzemkę. Pół godziny i przewrót, coby równo się opalić. I jesteśmy teraz frytki. O ile z pleców złazi skóra, tak pośladki prawie odpadają w całości (!). No, ale, trzeba przecierpieć. Nie bez wątku kulinarnego podnoszę wyjazd, a i nie o piwo w nim też chodzi wyłącznie. Po plażowaniu zgłodnieliśmy z lekka mimo powziętych środków w postaci przygotowanego rano penne z bolognese. Zwinęliśmy się więc z parzącego piasku i uderzyliśmy w poszukiwaniu przytulnej restauracji. I tak podreptaliśmy do "włoskiego" przybytku serwującego pasty i pizze. I powiem szczerze - jadłem najlepszą pizze "restauracyjną" ever. "Restauracyjną" bo wiadomo, że domową najlepszą czyni Anna. Zamówiliśmy prosciutto crudo... rewelacja. Rewelacyjna szynka parmeńska, sezonowana, w przyprawach przygotowywana, by ostatecznie poddać się suszeniu, do tego świetny ser i rucola. I gdzieś tam świeżutki posmak masła. Do tego podbijający smak pokal chłodnego Royal'a. Ehhh... A na deser powrót na plażę coby truskawki w słońcu wciągnąć :)
Ale- wróćmy do obiadu.
Tak więc w gazetce w oczy rzuciła mi się polędwiczka wieprzowa. Szybki logarytm co, z czym i jak i wymarsz do sklepu. Zakupy poczynione, można pichcić.



Składniki:
Polędwiczka wieprzowa
sól morska gruba
pieprz grubo mielony lub rozgniecony
orzechy laskowe            

sos:
pieczarki                - 400 g
musztarda              - 3 łyżki
śmietana kwaśna    - 0,25 l
orzechy laskowe    - 10 szt
cebula
szczypta soli

Polędwiczkę myjemy i oczyszczamy z wierzchu z błonek. Układamy na desce w całości. Małą garść orzechów rozgniatamy nożem i siekamy. Solimy mięso i obtaczamy najpierw w orzechach, następnie w pieprzu. Nie bójmy się ilości pieprzu, będzie pierne (tak w domu mówiło się na pikantne potrawy. Staropolski zwrot określający hmmm... intensywność przypraw, głównie pikantność. Od piernego wziął swą nazwę piernik. Wszak jam na Ziemi Chełmińskiej rodzony. ), ale nie taki diabeł straszny jak wygląda. Na patelnię wrzucamy kawałeczek masła i podsmażamy na nim polędwiczkę obracając co jakiś czas, by równo i dobrze się obsmażyła na złoto. Włączamy piekarnik na 190 st. I kiedy mięso ma już ładny kolor, przekładamy na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i umieszczamy w piekarniku na jakieś 13- 15 minut.
W międzyczasie robimy sos. Pieczarki myjemy i jeśli są duże - tniemy na połowę. Mniejsze niech pozostaną w całości - niech cieszą oko. Na patelnię z resztą masła po smażeniu wrzucamy pociętą w piórka cebulę, po chwili dorzucamy pieczarki. 5 minut później dolewamy 1/4 szkl wody. Kiedy woda odparuje dodajemy musztardę, orzechy posiekane drobniutko oraz śmietanę. Bardzo delikatnie solimy całość. Co chwilę mieszamy, by gotujący się na delikatnym ogniu sos nie przypalił się. Trzymamy go tak kilka minut, by sos związał się dobrze z pieczarkami i lekko zgęstniał.
Po kwadransie, wyjmujemy polędwiczkę z piekarnika i odstawiamy  na 10 minut. Musi dojść jeszcze chwilę.

I w zasadzie to wszystko. Bo pozostaje nam tylko podać polędwiczkę pociętą w plastry, do dyspozycji zjadaczy udostępnić sos i inne dodatki. I tyle.



Enjoy!

Nooo i pyszne truskawy z mandarynką i śmietanką na deser (by Anna) !!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz